sobota, 31 maja 2014

Sierra Central: Feria i Fiesta

W czwartkowy poranek w Sapallanga (prowincja Huancayo) rozpoczyna się feria czyli targ. Zjeżdżają się sprzedawcy ze okolicznych miasteczek i wiosek, przywożąc wszystko co mogą sprzedać: warzywa, owoce, ubrania, świnki morskie, kurczaki, kadzidełka na każdą dolegliwość, suszone węże, róże ogrodowe i przeróżne cejcości. 
- Mami, mami, może kupisz yerbe, mami, a może kilo kamote (słodki ziemniak)?! - rozlegają się głosy.
Oprócz zakupów na targowisku można też smacznie zjeść i napić się soku ze świeżych owoców - jugo. Byłam tak oczarowana, że po porannych zakupach wróciłam tam, tym razem z delirką (pet name mojego SonyCybershota).


Sapallanga
Sapallanga - z koleżankami na drinku ;)
Sapallanga - nie mogłyśmy się dogadać, bo ja nie za bardzo w keczua mówię, ale ku obopólnej radości cyknełysmy sobie foty, ja z nią - no bo wiadomo, a ona ze mną - bo nigdy u nikogo nie widziała niebieskich oczu.
Sapallanga
W Marco (prowincja Jauja) natomiast w czwartek rozpoczyna się fiesta. Zaczyna się w czwartek i trwa do następnej środy. Na głównym placu, przy gloriecie (taka jakby altanka) zbierają się mieszkańcy, hektolitry piwa, orkiestra - jedna, dwie, a czasem cztery i rozpoczyna się impreza. Roboczo nazwę ją "spacerówka". Tworzy się bowiem korowód, na przedzie którego idą najczęściej sponsorzy imprezy, za nimi lud świętujący, a na końcu muzykanci. I tak przytupując i podskakując przechadzają się po uliczkach miasteczka, a potem rundka za rundką w ogół placu. Trwa to do około godziny dziesiątej wieczorem, chyba że jest wielka fiesta, to podobno wtedy i do rana. Zapytałam, co świętują? Z jakiej okazji jest fiesta? Hmm...nikt nie był wstanie mi powiedzieć. Bo fiesta to fiesta.

Marco

Marco
W jedną sobotę w Marco był ślub, w pierwszej ławce siedziały dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Po kazaniu, w którym ksiądz zwracał się po imieniu do młodej pary, miała nastąpić uroczystość zaślubin. W tym jednak momencie pan młody wyszeptał, iż jest problem, gdyż panna młoda jeszcze się nie pojawiła! Jak to? Na własny ślub? Niestety punktualność nie była jej mocną stroną. Po dwóch pieśniach, ksiądz kontynuował mszę, a panna młoda wpadła do kościoła 10 minut przed końcem. Que chistoso - jak się tu mówi.

Dziewczynka do sypania kwiatów na ślubie bez panny młodej.
Marco jest miasteczkiem, gdzie większość mieszkańców żyje z rolnictwa, mają to co da im czakra (pola uprawne) i mieszkają w większości w domach z adobe, a pijaństwo zarówno mężczyzn jak i kobiet jest tu niestety problemem powszechnym.

2 komentarze:

  1. Czy przypadkiem nie miało być: suszone róże, węże ogrodowe? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, nie, chociaż pewnie i taki zestaw też by się znalazł.

      Usuń